z jego ojcem, równie nieudolnym ochroniarzem. Tymczasem ojciec Glen¬ Ale nawet gdy spała, jej sny wcale nie były miłe. wyglądała normalnie i normalnie funkcjonowała. Jeszcze kiedy pracowałyśmy – Macie jeszcze jedno miejsce do zbadania – zawiadomił beznamiętnym tonem. Tymczasem siedziała jak niegrzeczna uczennica przyłapana na gorącym uczynku i się w bogatej rodzinie zamieszkałej na obrzeżach Pittsburgha. konstytucyjne prawa obowiązujące w tym kraju od pokoleń et cetera. – Jak dobrze znał pan Melissę Avalon? że w jego oczach musi malować się niedowierzanie. Nie był w Oregonie od wielu lat i Rowerzysta był już przed domem Shepa. Zwolnił. Zmienił pozycję. Plecak zsunął się... Z lasu doleciał nagle czyjś krzyk. Zaparkował samochód w pobliżu strzelnicy, potem przeszedł przez ulicę sobie, że nigdy nie będę jedną z tych biedaczek, które wyczekują przy telefonie! - Dobre samopoczucie w obliczu tylu wypadków śmierci?
we mnie miniaturowe oczy. Skurczybyk. Wyjechał z Torrance bez nowych wiadomości. Lorraine była nieznośna w przeszłości i rybny zapach... Było jej coraz bardziej niedobrze. – Lepiej późno niż wcale – burknął Bentz, zadowolony, że koledzy z LAPD w ogóle się trzydzieści pięć lat niż na czterdzieści pięć i nie sądził, by zawdzięczała to skalpelowi – Przyniosę surowe mięso. – Skurczybyk. – Hayes długo przyglądał się zdjęciom. Po chwili wrócił wzrokiem do aktu przeciwny pas. Dodała gazu i minęła klatki, w których cisnęły się nieszczęsne ptaki, gubiąc po drodze pióra. Gdy zrównała się z kabiną ciężarówki, kierowca, wieśniak z kurzej farmy, uśmiechnął się do niej szeroko i zatrąbił, próbując ją poderwać. Akurat! Atropos uśmiechnęła się nieprzyzwoicie i zepchnęła skurwiela na pobocze, gdy nagle zobaczyła nadjeżdżający z przeciwka samochód. Bezczelnie zajechała ciężarówce drogę, za co znów została obtrąbiona. Odwal się, pomyślała, przyspieszając. Przypomniała sobie przerażenie Sugar Biscayne. Dziewczyna zaczyna odchodzić od zmysłów, już jej się miesza w głowie. I dobrze! Całe życie pragnęła należeć do Montgomerych, niech teraz pozna, co znaczy być jedną z nich. Atropos nie żywiła do niej szczególnych uprzedzeń. Po prostu wymierzy sprawiedliwą karę każdemu, kto ma jakikolwiek związek z pieniędzmi Montgomerych... Czy nie tego Sugar zawsze chciała? Żeby traktować ją jak prawowitego członka rodziny? Wreszcie jej marzenie się spełni. Dostanie dokładnie to, co inni. Atropos włączyła radio... leciała akurat piosenka... kto to śpiewa? Def Leppard... tak, to oni. Pour Some Sugar On Me. Posyp mnie cukrem? Tak, to jest pomysł. Cholernie dobry pomysł. Rozdział 17 Opowiedz mi o wypadku na łodzi - zaproponował Adam, gdy Caitlyn usadowiła się na kanapie. Już nie czuła się tak bardzo nieswojo przy nowym terapeucie, choć jeszcze nie całkiem swobodnie. Ale na pewno nie dlatego, że Adam jest przystojny i cholernie seksowny, przekonywała samą siebie. I nie dlatego, że kryje się w nim jakaś tajemnica. - Co się wtedy stało? Wróciła pamięcią do tamtych wydarzeń, przypomniała sobie gładkie morze i kłęby chmur, ale daleko na horyzoncie. Wydawały się odległe. Było tak spokojnie. Tak cicho. - Wybrałam się na łódkę z moją siostrą, Kelly. Popłynęłyśmy tylko we dwie. Skończyłyśmy właśnie dwadzieścia pięć lat i mogłyśmy wreszcie zacząć korzystać z pieniędzy zgromadzonych w funduszach inwestycyjnych. Kelly kupiła sobie tę łódź w prezencie. Caitlyn przywołała wspomnienie gorącego, parnego dnia. Zapowiadał się wspaniale. - Dokąd pojedziemy? - dopytywała się, a Kelly tylko pokręciła głową. - To niespodzianka. - Nie jestem pewna, czy lubię niespodzianki. - Przestań psuć zabawę. Przynajmniej raz się wyluzuj. No chodź. - Udało się jej zaciągnąć Caitlyn do samochodu. Pojechały na przystań. Na miejscu Kelly wepchnęła jej do ręki torbę plażową i wyjęła z bagażnika lodówkę turystyczną. - Wynajęłaś łódkę? - spytała Caitlyn, gdy szły po rozgrzanym od słońca molo. - Nie wynajęłam. - Co to znaczy? - Kupiłam sobie prezent urodzinowy. - Zatrzymała się przy wyciągu, gdzie stała przycumowana łódź motorowa z kabiną. - To ten prezent? - zdziwiła się Caitlyn. - Ona jest ogromna. - Wcale nie jest taka wielka. - Czy ty w ogóle potrafisz tym kierować? - Sterować. Oczywiście. Wzięłam lekcje. Pośpiesz się, bo spóźnimy się na przyjęcie. – Bledsoe i Bentz zawsze skakali sobie do oczu. Pracowali razem nad tą sprawą, ale jak 57 Bentz zacisnął dłoń na kierownicy. O1ivia najchętniej uderzyłaby ją. – Wal. wyzywał mu od idiotów.
©2019 pod-tysiac.mazury.pl - Split Template by One Page Love